Pomysł urodził się nagle.
Każdy przyjaciel Leona w tym roku spędzał inaczej sylwestra, a że każda okazja jest dobra, żeby spędzić w doborowym towarzystwie kulturalny wieczór. Skręciliśmy na szybkości sylwestra na bisss. Siódmy stycznia wydał nam się idealnym dniem, żeby świętować.
Były serpentyny, szampany, imprezowicze i the prodigy z enyą. Czyli pełen zestaw sylwestrowy, bez chałtury i nędznego folkloru.
Oczywiście impreza była przednia i nie poprzestaliśmy na Leonie, nasze drogi skrzyżowały się z Mandalą oraz Medykiem, dwie grupy dzielnie walczyły do 4 rano.
Zdjęcia są jak zawsze brzydkie i nieciekawe.
czarney
piątek, 22 stycznia 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz