niedziela, 11 października 2009

Pierwszy tydzień za nami.

Na początku zawsze jest tłoczno. Wszyscy rzucają się, żeby zobaczyć podziwiać, napić się kawy. Piję już trochę czasu kawę w Leonie i wiem, że październik jest miesiącem pod znakiem 3ha: hajsuhajsuhajsu! Kolejki są niemiłosiernie długie, a kawa znika szybko spod baru.

Najbardziej cieszy mnie fakt, że pierszy rok odwiedza Leona. Stara się integrować, a ja im chce dać szansę. Niech pokaża, że nie są chodzącym złem, nieudanym eksperymentem systemu edukacji, depresją intelektualną. Jako, że jestem sceptycznie nastawiona do wszelkim innowacji i hipernowoczesności, oficjalnie przy Was, piękni czytelnicy blogaska, nie będę widzieć zła w roczniku 90. (Dostałam z liścia w Mandali za takie myślenie, pomogło! :) ) Zmienię to na lepsze, wyjdę za mąż i urodzę syna! :)

Muszę przyznać, że byłam na prawie wszystkich zajęciach. Ominęłam tylko jedne, jakieś tam terefere o rodzinie. Mimo to mam wiele czasu wolnego. Siatka moich zajęć jest podziurawiona i staram się wypełnić ją różnymi kreatywnymi zajęciami. Gram np. w bierki i omawiam plan zniszczenia studentów-pasożytów. Niedługo zamieszkam na Szczęśliwickiem 40.

Leon w tym roku akademickim nie wydaje mi się, żeby zrezygnował z imprez w stylu "Co kraj to obyczaj", ani też wielu chałturalnych mniej ambitnych takich jak dresparty czy wieczory filmowe. Wszystko w swoim czasie, info odpowiednio wcześnie będzie na gronku lub blogasku. :)

elo!
czarney.

Brak komentarzy: